Klaniam,
W sumie to juz zesmy odplakali i odsmutnili sie i przyszedl czas na refleksje i przemyslenie.
W ostatnia niedziele doszla do nas wiesc ze nasz najpierwszy szczyl Guzik przeniosl sie do Szylkowego Nieba.
Spedzil z nami ponad 8 lat, ostatnie pol roku w swietnych rekach Sasiadki-Siostry mojej Malzowiny. Niestety nie moglismy zabrac go do UK gdyz obawialismy sie ze nie przetrzyma kwarantanny no a poza tym w wynajmowanym mieszkaniu w 99 przypadkach na 100 jest klauzula "no pets".
Guzik byl szylkiem z hodowli bycmoze znanego niektorym Wicia z Warszawy. Niestety byl to chow wsobny. Guzik na dodatek byl ostatnim z miotu, mial zakrecony ogonek i generalnie byl bardzo malutki jak na szczyla swojego wieku. Poza tym od samego poczatku mial tendencje do dlugotrwalych napadow padaczki.
To tak tytulem wstepu... Wieczorem w sobote Guzio byl pogodny i wesoly, brykal, wciagal orzeszki i w ogole nic nie wskazywalo na problem. Niestety rano Slomsiadka znalazla go martwego w klateczce.
Pocieszajacym jest fakt ze nie wyglada zeby cierpial, gdyz nie dawal jakis niepokojacych odglosow w nocy, nie rzucal sie po swoim lokum...
Zastanawiamy sie zatem - w sumie to juz zupelnie akademicko - co moglo byc przyczyna zejscia. Zawal?
Szacunek...
I.