hypothetical
28 Mar, 2024, 20:45

Autor Wątek: Buba - najbardziej niezwykłe zwierzątko, jakie mogło zagościć w moim sercu...  (Przeczytany 3194 razy)

0 użytkowników i 1 Gość przegląda ten wątek.

Offline Zieffka

  • TUPACZ NOGĄ W SPRAWIE UPRAWNIEŃ
  • ~Przewodnik Stada~
  • ****
  • Autor wątku
  • Wiadomości: 2260
  • Uzbierane migdały: 1
  • Płeć: Kobieta
  • Sfera i Czarna, XXL i Ptysia
Witam!
Wielu z Was zna mnie bardzo dobrze, niektórzy młodsi stażem użytkownicy może mniej.
Chciałam podzielić się z Wami, w ramach akceptacji tego, co się stało, ogromnym smutkiem, jakim niewątpliwie było i jest odejście mojej ponad 10-letniej szynszylicy Buby.
Malutka zagościła w naszym domu bodajże w kwietniu 2002 roku, kiedy miałam niespełna 13 lat, a Ona około 3 miesiące. Pamiętam ten okres, gdyż właśnie kończyłam szkołę podstawową i pech chciał, że w wakacje, niedługo po powitaniu malutkiej w naszych progach, musieliśmy pożegnać naszego ukochanego psa, Dina, który cierpiał z powodu bóli od guza mózgu.
Malutka stanowiła pewnego rodzaju mobilizator do dalszego funkcjonowania - zawsze ogromnie przywiązywałam się do zwierząt. Dino był nie tylko pupilem, lecz psem po części terapeutycznym, który w depresji po bardzo poważnym dla mnie zagrożeniu zdrowia, wspierał mnie na duchu, a następnie był najlepszym kompanem.
Dzięki Niej jakoś dawałam radę - wiedziałam, że muszę być odpowiedzialna za tą małą, półroczną istotkę, że musiałam się z nią oswajać. Od początku byłyśmy niezwykle związane. Ja nic nie wiedziałam o szynszylach, popełniałam standardowe błędy - wieloletnia zła dieta [Megan...], woda z kranu, piasek słabej jakości. Mimo to mała miała się wybornie i zdawała się być niezniszczalna. Z racji, iż wzięliśmy tylko Ją, niesamowitym było jak była otwarta na kontakt z człowiekiem. Zrozumiała, że kontakt z ręką to forma zaufania, że noski eskimoski, iskanie ręki, uszu czy choćby powiek, to wyraz pieszczoty i wdzięczności z Jej strony za wybieg, drapanie za uchem, pod brodą i paszkami, wpuszczanie pod koc/kołdrę, aby się wylegiwała razem ze mną. To była niesamowita więź.
Jednak mała zaczęła mieć objawy depresji samotniczej - sama nie wiedziała, czego Jej brakuje, ale coś było nie tak. Wygryzała się, była osowiała. Chcąc Ją mobilizować, w domu pojawiły się inne szynszyle, jednak ich nie zaakceptowała. Chciała jednak sama być silna, aby móc bronić terytorium.
I tak żyła lepiej/gorzej do jesieni 2010, kiedy musiała po cichu rozpocząć się choroba. W zimie mała miała już poważne problemy z oczami i przeszła wszystkie możliwe badania diagnostyczne. Byłam załamana ile wytrzymuje [szczególnie pobierań krwi] i bałam się o zawał ze skutkiem śmiertelnym. Dała radę. Okazało się, że to nadczynność tarczycy. Mała brała codziennie leki, krople. Na początku kropli było co nie miara, stopniowo zmniejszaliśmy ich dawkę. Jednak widocznym było dla mnie, że mała prawie nie widzi. Serce mi pękało, bałam się ją puszczać na wybiegi, nie zmieniałam zagospodarowania klatki [chwała Bogu była duża i od początku dobrze, bogato urządzona jak na 1 mieszkańca]. I tak do końca poprzedniego tygodnia...
Czasami widziałam na półce jakiś wysięk przy kupce od długiego czasu, ale nie myślałam, że to ropomacicze, zwłaszcza, iż jedna samica w styczniu 2011 właśnie miała na to zabieg i żyje - udało się. Myślałam, że to może rujka, albo zjadła coś zbyt wilgotnego i kupka ze śluzem się trafiła...
Sprzątając w środę w klatce, widziałam, że się pokłada. Ale myślałam, że to zmęczenie, pogoda, szynszyle też to odczuwają. Mocno szturchnięta niechętnie wstawała z hamaczka. Jednak po godzinie czy dwóch położyła się w kącie. Chciałam Ją wyjąć - piszczała już, była przelewająca się przez ręce. Zastanawiałam się, czy Ją męczyć, bo dobrze to nie wyglądało.
Zdecydowałam się jechać. W trakcie podróży, ropomacicze puściło i lało się Jej z dróg rodnych. Mała została zoperowana, pod koniec zabiegu odeszła na chwilę, ale poddała się reanimacji. Wróciłyśmy do domu. Miała duży wenflon na tylnej łapce, żeby bezpośrednio podawać kroplówki codziennie. Po operacji wydawało się, że chce żyć. Przeciągnęła się wybudzając, w domu coś tam siana skubła sama. Jednak mam wrażenie, że zbytnio rozmiękczając się nad nią nie zmusiłam Jej tej nocy do karmienia. "Bo coś tam sama skubnęła już". W czwartek kroplówka w lecznicy, dużo siusiu w dobrym kolorze. Jednak zawiozłam Ją w transporterze, a było zimno. Do teraz mam z tego powodu wyrzuty sumienia. Niby była butelka ciepła, ręcznik w środku na ściółkę, zakryte szmatkami drzwiczki i boczne wentylacje. Ale mam małe transporterki co mieszczą się do torby... Tylko bałam się jak Ją potem w lecznicy wyciągać trochę stamtąd...Moja wina...Ogrzałam pokój, dałam ciepłą butelkę. Nie dokarmiałam Jej. Coś tam słyszałam, że chrupie. Następnego dnia znowu kroplówka, próby pobrania krwi, ale nie udało się. Sisiu prawie brak. Po powrocie była mizerna. Sama musiałam jeszcze z psem do lokalnego weta iść, potem po leki na zamówienie dla małej na tarczycę. Wróciłam i postanowiłam wracać do kliniki. Mała nawet karmiona, nie miała siły gryźć.
W klinice stwierdzono, że trochę cieżko oddycha, ale osłuchowo podobno nawet ok było. Stoczyliśmy kolejny bój o pobranie krwi - cała pokłuta, w końcu troszkę poszło i od razu podejrzenie o niedokrwistość i anemię. Została nakarmiona herbi carem, dostała lakcid i espumisan. Po karmieniu przytuptywała natychmiast do mojej dłoni, przytulając się do niej łysym po operacji brzuszkiem, chcąc być blisko. Serce mi się krajało jaka jest dzielna. Miałyśmy powoli iść, jeszcze ją osłuchiwano. I dr wzięła ją ze stołu na blat szafki, Buba chyba się rwała trochę. Nagle zaczęło się - szukanie zastrzyku i igły, szybki zastrzyk i masaż serca... Niestety... Miałam wtedy minę, jakby mi ktoś zrobił głupi kawał. Szok. A w myślach "Księżniczka musi odejść...". Nie udało się. Podeszłam, pożegnałam się, pogłaskałam. Postanowiłam zostawić ją w klinice. Wzięłam torbę z małym transporterkiem i rzeczami. Wyszłam szlochając i tak już do powrotu do domu. Mam do siebie ogromny żal, że trzeba było ją na siłę dokarmiać, a nie myśleć o tym ile przeszła z oczami, z tą operacją teraz i może sama coś zje. Czuję się jakbym Ją właściwie sama skazała. Na dodatek pozwoliłam na kłucie Jej. Niby sytuacja była patowa, ale to i tak nie zmienia mego samopoczucia. A może okazałam się ostatecznie egoistką i pozwoliłam Jej cierpieć? Ponadto mam do siebie pretensje o to, że mało czasu Jej poświęcałam, że w sumie wszystkie moje szynszyle mogłyby mieć lepiej... Że Ona z tymi oczami szczególnie biedna była i te ciepło było dla Niej tak ważne, a ja bałam się Ją wypuszczać, że nie miałam tak często czasu jak powinnam. Wszystko prawie od 2002 uległo zmianie, tylko Ona zawsze była. Była ze mną cały czas - podstawówkę, gimnazjum, liceum, studia... I tak się cieszyłam, że za trochę ponad miesiąc kończę studia i będę miała dla Niej wreszcie tyle czasu, aby Jej wiele rzeczy wynagrodzić... Nie zdążyłam...
Ciągle płaczę, mój cały organizm to przeżywa, ledwo funkcjonuję. Klatkę wyniosłam do pokoju obok, we wtorek kupię pudełeczko ładne i spakuję do niego rzeczy z klatki, a samą klatkę umyję i zniosę do piwnicy [klatkę tą miała chyba z 8 lat, przywiózł nam ją Pan, który nam sprzedał Bubę w dawnym sklepie zoologicznym w podziemiu pod Rondem Waszyngtona, a potem otworzył sklep na ul. Wiosennej]. Ciągle mówię, że Buba odeszła, że już nie cierpi, ale była ze mną tak długo, że mam wrażenie, jakby klatka była w pokoju obok, bo zaraz puszczam po pokoju inne szynszyle i Ona musi być tam, bo by się denerwowała. Albo, że zostawiłam ją na kroplówce w klinice. Gdzieś jeszcze po części nie dociera do mnie fakt śmierci. Mam wrażenie patrząc na Jej klatkę, że zaraz mój kochany Bubelek wysunie nosek z domku czy podwieszanego tuneliku, albo schował się pod półką/drabinką i wyskoczy na jedną z półek biegnąc po drabince, jak to zawsze robił od czasu schematycznego biegania po klatce na skutek słabego/braku wzroku...
Odeszła...W Wielki Piątek, 06.04.2012, ok. 22.20-22.25, dwie doby po operacji...
http://s669.photobucket.com/albums/vv54/Zieffka/szyle/?action=view&current=DSC01831.jpg&newest=1
"ach śpij kochanie...niech śnią Ci się rodzynki na śniadanie"
tak nazwałam to zdjęcie, które zamieszczone zostało w albumie na Photobucket...
Przyznam się Wam, że nie przeżywałam tak rozstań/utraty kontaktów [nie mówię o śmierci] z ważnymi dla mnie osobami jak Jej śmierci. Całe Jej życie to jedno wielkie świadectwo nauki empatii. Zawdzięczam Jej najgłębsze przemyślenia odnośnie tego, co można i co należy dać z siebie istotom od Nas zależnym. Niewątpliwie w moim sercu bez Niej będzie teraz bardzo pusto. Trudno mi też będzie się poświęcić pozostałej gromadzie. A mordek jest aż 4, w dwóch klatkach. W Pokoju bez Niej jest nienaturalnie pusto... Czuję jednak, że jestem w Jej imieniu winna dać z siebie 120% i obdarować pozostałe wszystkim tym, czego nie zdążyłam Jej dać...
« Ostatnia zmiana: 08 Kwi, 2012, 14:26 wysłana przez Zieffka »

szynszylowy jest po prostu żywot mój

na zawsze w pamięci - Dziaba, Buba, Wacław

Offline patuu97

  • ~Kierownik Biegania~
  • **
  • Wiadomości: 174
  • Uzbierane migdały: 0
  • Płeć: Kobieta
  • Diesel, Gizmo, Ruda (*), Scraf (*), Kebab (*)
Ojej, Zieffko, strasznie mi przykro :(. Ale to już niestety tak jest, że zwierzaki odchodzą szybciej od właścicieli :(. A 10 lat to na prawdę szmat czasu

Offline Natka1

  • ~Uber Szynszyla~
  • **
  • Wiadomości: 282
  • Uzbierane migdały: 2
  • Płeć: Kobieta
  • Duszek
Bardzo Ci współczuję straty  :cry:
myślę że nie powinnaś  się obwiniać , zrobiłaś  co było w Twojej mocy , bardzo trudno jest pogodzić się  ze stratą  przyjaciela ... coś wiem o tym
pocieszające jest to że  nic ją już nie boli ,trzymaj się  jakoś ..
Bubinko  bądź szczęśliwa  w szynszylkowym niebie
« Ostatnia zmiana: 08 Kwi, 2012, 18:41 wysłana przez Natka1 »

Dusio ... miał 2 lata  3 miesiące i 16 dni (*)

Offline Szelek

  • ~Cyber Szynszyla~
  • ***
  • Wiadomości: 357
  • Uzbierane migdały: 0
  • Płeć: Kobieta
 :shock: Ale mnie to wszystko zszokowało, te Twoje opisy, pani Zieffko.

Niech Buba spoczywa w spokojnym raju.  :(

"Nigdy nie widziałam lepszego sposobu na uszczęśliwienie szynszyli, jak wybieg, a gdy ona jest szczęśliwa, wtedy i ja taka jestem"
Nishu - VI 2013 -
Shelek - IX 2009 - VI 2014
Loulou - II 2014 -
Sheshe - VI 2014 - IV 2015

Offline Aśińska

  • ~Rządca Półek~
  • **
  • Wiadomości: 616
  • Uzbierane migdały: 0
  • Płeć: Kobieta
  • Zuzia w serduszku.Obecnie Maxsiu i Neo aksamitki
Buba biega teraz z Zuzią w szynszylowym raju......myślami jestem z Tobą .

Offline owiabiks

  • ~Rządca Półek~
  • **
  • Wiadomości: 659
  • Uzbierane migdały: 0
  • Płeć: Kobieta
  • Bratek, Fiołek(*), Irys(*), Malwin(*),Narcyz(*)
Współczuję. Pewnie nie pocieszy Cię to, że wyrzuty sumienia i obwinianie się to typowe w takiej sytuacji. Trzeba to przejść. Ja nie dalej jak wczoraj jeszcze rozpatrywałam, co mogłam inaczej zrobić żeby Malwin żył. Prawda jest taka, że robimy co możemy, podejmujemy decyzje, może błędne, ale takie, które wydają się nam najlepsze w danej chwili, a potem albo jesteśmy z siebie dumni, albo się obwiniamy. Jestem pewna, że zrobiłaś wszystko co mogłaś. Pozdrawiam.

Flora (ja)
i fauna (  Bratek - szynszyla; Nikon- york;  Lili(a) - selkirk rex; Kajtek- nimfa)

Offline Zieffka

  • TUPACZ NOGĄ W SPRAWIE UPRAWNIEŃ
  • ~Przewodnik Stada~
  • ****
  • Autor wątku
  • Wiadomości: 2260
  • Uzbierane migdały: 1
  • Płeć: Kobieta
  • Sfera i Czarna, XXL i Ptysia
Dziękuję trzymającym w święta wartę na forum Szynszylomaniakom! Dziękuję za napływające słowa otuchy...
To co napisałaś, owiabiks, to niestety chyba racja. Może zabrzmi to brutalnie, co napiszę, ale fakt, że malutka i tak była ze mną szmat czasu, a 10 lat to piękny wiek, niestety mści się na osądzie w trudnej sytuacji. O ile łatwiej byłoby mi podejmować decyzje w sprawie reszty moich szyli, dzikusów z natury, o tyle ona była ZUPEŁNIE inna... Fakt, że decyduje się o losie już nie tyle pupila, co małego przyjaciela, robi kolosalną różnicę.
Lekarze w klinice niewątpliwie pomagają podejmować decyzje i zwiększają szanse na przeżycie maleństwa. Jednak dramatyczność i presja szybkości podejmowania właściwych decyzji sprawia, że ma się wtedy kisiel zamiast mózgu.
Mała przeżyła operację, pierwsza doba od zabiegu ok, siusiu lało się strumieniami. Jednak podejrzewam, że diabeł kryje się w szczegółach. W momencie, kiedy wrzuca sobie człowiek na luz, myśląc, że skoro już raz coś takiego przeszedł, to teraz ma silniejszą mobilizację, bo przywiązanie do danego osobnika jest większe...nie - to przywiązanie właśnie przeszkadza. Trzeba bezwzględnie zakopać uczucia i robić w pierwszych dobach "po" wszystko na siłę, co jest wskazane po zabiegu. Zero rozmiękczania się. Nie ma, że "może je sama", że "nie dam rady jej zmuszać, nie mam serca, podstawię jej coś za chwilę do jedzenia". Bo fakt, że zwierzę "dobrze" wygląda, nic nie oznacza do powiedzmy 10 dnia po zabiegu...
Dla Sfery byłam bezlitosna, bo nie mam z nią aż takiej więzi, jaką miałam z Bubą...
Na koniec streszczę co się dzieje w domu - wszystkie szynszyle są zdezorientowane, zwłaszcza Sfera i Wacław, które najdłużej [4 lata] miały kontakt z Bubą klatka w klatkę. Sfera jest osowiała, nie wie dlaczego klatka jest na miejscu, gdzie była Buby klatka, a Wacław biega po klatce i ciągle pohukuje w nadziei, że starsza koleżanka mu odpowie [nigdy jakoś do siebie nie wołali, a tu teraz takie zaniepokojenie z jego strony...]

szynszylowy jest po prostu żywot mój

na zawsze w pamięci - Dziaba, Buba, Wacław

Offline Bożena

  • ~Przewodnik Stada~
  • ****
  • Wiadomości: 3906
  • Uzbierane migdały: 6
Buba na pewno pozostanie nie tylko w Twoim sercu ale i w naszej pamięci.Te lata spędzone razem na forum połączyły wielu szynszylomaniaków. I mimo, że ostatnio jakoś rzadziej się kontaktujemy ze sobą   to jesteśmy razem w takich właśnie chwilach. Madziu trzymaj się kochana.

Offline Aśińska

  • ~Rządca Półek~
  • **
  • Wiadomości: 616
  • Uzbierane migdały: 0
  • Płeć: Kobieta
  • Zuzia w serduszku.Obecnie Maxsiu i Neo aksamitki
Wiem co czujesz...(Zuzia dla nas była psem, kotem i dzieckiem...)Do teraz mąż mój wspomina jak wchodziła pod koc, jak leżała "odłogiem"pod fotelem jak czekała żeby ją wypuscić i zaraz wskakiwała na rogówke ,siedział na tym swoim grubym dupsku i czekała aż Pan pomizia....Wiem że boli....I pewnie zawsze będziesz ją wspominać ,tak ja my ZUZIĘ .Ale mamy inne kulki "INNE"inaczej kochane...

Offline Zieffka

  • TUPACZ NOGĄ W SPRAWIE UPRAWNIEŃ
  • ~Przewodnik Stada~
  • ****
  • Autor wątku
  • Wiadomości: 2260
  • Uzbierane migdały: 1
  • Płeć: Kobieta
  • Sfera i Czarna, XXL i Ptysia
Bardzo powoli dociera do mnie to wszystko...
Stres jest duży, ale pierwsze dwa dni to po prostu było wariactwo - dosłownie zżarły mnie nerwy. W 2 dni ubyło mnie ponad 3 kg...
Reszta kulek jest "inna" - chodzi tu właśnie o ten aspekt, że moje relacje z nimi nie są takie głębokie, bo są mniej podatne na oswajanie. Niemniej rozmawiam z nimi, staram się teraz zaczepiać w miarę własnych możliwości, aby czuły, że nawet teraz są bardzo mi potrzebne.
Kiedy emocje nieco opadną, ja sobie jakoś to ułożę, wiem już, że postaram na tych mordkach się skupić całym sercem.
A Buba była dla mnie chyba dokładnie taka, jak dla Was Zuzia. Mówiłam nawet mamie, że Jej dużo bliżej było do psa niż gryzonia. Poza tym mając świadomość, jak trudno one się oswajają i jak dzikie i tak często pozostają, to, co Ona nam dawała, przerosło wszelkie moje i rodziny oczekiwania.

szynszylowy jest po prostu żywot mój

na zawsze w pamięci - Dziaba, Buba, Wacław

Offline Aśińska

  • ~Rządca Półek~
  • **
  • Wiadomości: 616
  • Uzbierane migdały: 0
  • Płeć: Kobieta
  • Zuzia w serduszku.Obecnie Maxsiu i Neo aksamitki
Piękne jest to że zawsze Buba .....gdy o niej wspomnisz nawet za 3-4  lata , w sercu zrobi się ciepło.....Moje Diabły......kocham .....ale inaczej tak saomo jak TY...dam im wszystko "mają co chcą"ale to nie jest TO .......

Offline Basia_W

  • DOBRA DUSZA FORUM
  • ~Przewodnik Stada~
  • ****
  • Wiadomości: 3784
  • Uzbierane migdały: 3
  • Płeć: Kobieta
  • Pusiek + Pusia + Bunia Kinia[*]
Tak już jest, że ten pierwszy szynszylek jest tym wyjątkowym i najukochańszym...

Takie smutne wiadomości czytam zawsze z drżeniem serca, bo od razu na myśl przychodzi mi mój Pusiaczek i to, jak długo bedę mogła się nim jeszcze cieszyć, w lecie skończy 12 latek kruszynka moja, nawet nie chcę o tym myśleć, że taka chwila nadejdzie.

Łączę się w bólu Zieffko  [pociesze], dla reszty puchatków ucałowania.

reszta odchowanych maluszków - Mikuś, Figa, Miś, Żabuś, Fikuś, Kubuś, Misia, Edi, Czaruś, Pysia, Krusio, Pimpuś, Miluś, Fredzio, Spidi.

Offline yoostynka

  • ~Cyber Szynszyla~
  • ***
  • Wiadomości: 370
  • Uzbierane migdały: 0
  • Płeć: Kobieta
  • Rysia ;-) i Edzio
Madziu
Wiem, że żadne słowa nie ukoją Twojego bólu, żaden zwierzak nie zastąpi pustki po Bubie, ale jeżeli za tęczowym mostem jest miejsce, gdzie zwierzęta są szczęśliwe i nie cierpią, pozwólmy naszym małym przyjaciołom tam odejść gdy życie na ziemi przynosi im tyle cierpienia. Zrobiłaś więcej dobrego niż ktokolwiek mógł zrobić w Twojej sytuacji. Buba zawsze będzie Ci wdzięczna za tyle serca i oddania.
Wiedz, że wiele osób wspiera Cię teraz, nawet jeżeli nie osobiście, to na pewno w myślach. Trzymaj się dzielnie kochana. jesteśmy z Tobą  [pociesze]

 

Siano, sianko. Jakie stosujecie? które wybrać? które jest najlepsze?

Zaczęty przez dream*Dział Żywienie

Odpowiedzi: 44
Wyświetleń: 22680
Ostatnia wiadomość 17 Lip, 2017, 00:44
wysłana przez Roedeer
kastracja i sterylizacja zwierząt domowych- jakie jest wasze zdanie?

Zaczęty przez aska69Dział Na każdy temat

Odpowiedzi: 36
Wyświetleń: 12348
Ostatnia wiadomość 16 Lis, 2014, 02:28
wysłana przez AdianChinchilla
jakie warunki musze spaelnic aby moja parka miala mlode?

Zaczęty przez szynszylkiDział Rozmnażanie

Odpowiedzi: 23
Wyświetleń: 4508
Ostatnia wiadomość 14 Sty, 2008, 09:05
wysłana przez pysiulo
mój szynszyl się nazywa Puszek ma 5 lat jakie ma wady i zalety w tym wieku?

Zaczęty przez belstarDział Przedstaw się

Odpowiedzi: 8
Wyświetleń: 3895
Ostatnia wiadomość 01 Mar, 2014, 10:28
wysłana przez Mysza <")))/
Jakie świeże roślinki może jeść szynszyla??

Zaczęty przez kasiakasiakasiaDział Rady, porady...

Odpowiedzi: 2
Wyświetleń: 2886
Ostatnia wiadomość 27 Paź, 2013, 20:10
wysłana przez Basia_W
SimplePortal