Cześć!
Wczoraj zakupiłem szynszyla w sklepie zoologicznym w wiosce.
Kupiłem (póki co) jednego, gdyż nie mam dużo miejsca w domu (ani pieniędzy na więcej, zresztą akurat ten w sklepie był sam w akwarium (obok niego były jeszcze 2, jakaś para, ale chyba się nie znały) - pomyślałem, że w domu i tak będzie mu lepiej niż w sklepie, bo tu przynajmniej będzie miał do towarzystwa człowieka (kupiony głównie z myślą o żonie alergiczce ;)
No, i ... jechałem z nim ponad 70 km (w pudełku z sianem, jazda ostrożna, ale wiadomo jaki to stres) i dojechałem do domu, tam dopiero dałem go do nowej klatki. Od razu zaczął skakać przerażony i obijać głowę o sufit
Przy czym zaczęły się piski (czy to charakterystyczne 'szczekanie')
Tego samego dnia byłem w stanie go wyjąć na ręce i głaskać. Jednak od razu zrobił się okropnie apatyczny, osowiały - w klatce cały czas się nie rusza i tkwi w jednej pozycji, od czasu do czasu piszczy. Czasem wystraszy się czegoś i obija głową o sufit.
Tak jest od wczoraj, dałem mu poidełko i jedzonko, ale nie wiem, czy coś jadł. Dziś nic. Ja i żona braliśmy go na ręce i długo głaskaliśmy (nie ucieka) ale zachowuje się tak samo, jak w klatce - siedzi nie ruszając się. Czasem też na rękach piszczy.
Oczywiście zdaje sobie sprawę, że to muszą być skutki stresu jazdy, przeprowadzki/zmiany otoczenia.
Ale kiedy, i czy w ogóle mu to przejdzie? Czy zacznie w ogóle jeść, czy po prostu umrze ze strachu?
Jest strasznie zestresowany. Próbowałem go puszczać wolno po korytarzu, ale szukał kryjówki (za ławką, za grzejnikiem [i to bardzo gorącym], gdzie siedział z głową w kącie i się nie ruszał.
Co robić?
Dzięki z góry za każdą pomoc..
p.s., to jest mój pierwszy szynszyl (odwieczne marzenie ;), kilku-nasto?miesięczny (już dorosłego rozmiaru) i w beżowym ubarwieniu futerka.