Co się stało? Biegała po pokoju, jak zwykle i gdy nadeszła nasza pora snu, wsadziliśmy ją do klatki. Za chwilę włożyłam jej piasek, a ona chyba się wystraszyła, bo zaczęła skakać po klatce, jak opętana. Nie wiedziałam, co się dzieje, bo wcześniej tak się nie zachowywała. Ale weszła do kuwetki i zaczęła się kąpać. Po kilku minutach zobaczyłam, że leży pod półeczką i ciężko oddycha, więc wzięłam ją na ręce, żeby sprawdzić, czy gdzieś nie wyrżnęła. I chyba musiała coś sobie uszkodzić, bo z pyszczka zaczęła sączyć się krew. Gdy biegiem ubieraliśmy, żeby zawieźć ją do weta, ona już ledwo oddychała, a po kilku chwilach umarła...
Przeżyłam już śmierć dwóch szylek, ale teraz widziałam ją na własne oczy. Do tej pory mam przed oczami te ostatnie podrygi małego ciałka. Straszne... Moja mała piękność... :cry: