Dziś Ludka i Klotka dostały trochę więcej swobody, bo nie było mnie całe półtora dnia i postanowiłam im klatkę trochę przeczyścić. Klotka biegała jak zwykle po całym pokoju, zwiedzając zwłaszcza łóżko, a Ludka - jak zwykle - schowała się pod kaloryferem za koszykiem z poduszkami. Klotka się zmęczyła po jakiejś godzinie i wróciła do klatki, a Ludki coś nie było widać i jakoś dziwnie cicho było w kąciku... Sprawdziłam - za szafę nie wlazła, za biurkiem nie było... Oj! W końcu wpadłam na genialny pomysł, trafny jak się potem okazało. Otóż pokoje mój i brata są oddzielone ścianką, w której są wywiercone otwory, takie wielkości piłeczki ping-pongowej, żeby ciepło mogło przepływać, bo u mnie jest większy kaloryfer. Ludka wcisnęła się w taką dziurę i siedziała z wielce zaskoczoną miną na środku pokoju mojego brata...... Wróciłam z nią do swojego pokoju, zatkałam kaloryfer i dziury kawałkiem kocyka i... Ludka znowu wsiąkła. Tym razem próbowała się wcisnąć w dziurę, ale zaklinowała się w kocyku! Wydłubałam ją stamtąd i była bardzo przerażona. Ja też. Siedziała mi na ręce dobrą minutę i dawała się głaskać i przytulać. A do tej pory nawet w klatce uciekała od ręki. Taką przerażoną wpuściłam do klatki do Klotyldy i.... znowu ode mnie ucieka. Cholera jedna! A taka niby cicha woda, co w kąciku siedzi... Ale mnie wkurzyła!!!! [zloszcze_sie]