Wstałam dzisiaj wcześnie rano i jak zwykle stwierdziłam , że w mieseczce na kramę został sam granulat ,którego moje szczyle prawie nie tykają :)
Wymieniłam więc miskę na pełną ziólek i dorzuciłam kilka gałązek jabłoni...
W tym momencie zaczłeam się uważnie przyglądać moim chłopakom.
Gruby Ogonek zabrał się chętnie do jedzenia ,natomiast Bibi zainteresował sie gałązką ,ale... co chwilę sie od niej odsuwał i pocierał łapką pyszczek.Dałam im po migdałku - znowu Ogonek zjadł ze smakiem ,a Bibi pomiętolił w łapkach i wyrzucił.
Znowu zobaczyłam ,ze pociera pyszczek.
Nie zastanawialam się tylko od razu do lecznicy.Tam dostał narkozę i zrobiłam mu prześwietlenie (uspokoiłam się trochę ,bo podczas przejazdu zobiła wiele kupek).
Zęby ładne -kolejna ulga.
Zaglądnęłam do pyszczka ,a tam w policzku wbity jakis kłosik czy inna trawka! Widać ,że sprawa świeża ,bo to coś nie obślizgle i ranka nieduża.
Wyjęłam chwasta ,dałam leki przeciwzapalne, Bibiaka wybudziłam i teraz obserwuję czy się weźmie do jedzenia.
Przyznaję ,że przez moment widzialam oczami wyobraźni jak latami dokarmiam szylka i co chwilę muszę przycinać przerastajace zęby -brrrrrr!!