Cześć,
Wczoraj po północy zauważyłam ze mój zwierzak leży w klatce i nie rusza sie. Wcześniej był na wybiegu, było wszystko ok. Nie zjadł nic dziwnego, sprawdziłam pokój. Przeszukałam rownież wszystkie kable i nie ma znaków ugryzień. Nie spadł, nie uderzył sie o nic. Jednak kiedy podeszłam do klatki to nie ruszał sie. Wzięłam go na ręce i okazało sie ze pierwsza połowa ciała jest jakby sparaliżowana, nie miał napięcia mięśni w przednich łapkach, głowie i uszach. Szybko spakowałam sie i pojechałam z nim do weterynarza, w drodze dostał jakby padaczki. Wygiął sie cały i zacząć bardzo mocno dygotać. Kiedy dojechaliśmy do lekarza widać było ze odzyskuje czucie w łapkach, zaczął na nie stawać. Pani zbadała go, ale nie potrafiła powiedziec co sie stało. Podała mu witaminy i lek przeciwzapalny. Po powrocie do domu było znacznie lepiej - zaczął chodzić i miał apetyt. Rano rownież wszystko było dobrze.
Czy ktoś z Was miał podobna sytuacje? Martwię sie, bo nie wiem co spowodowało u niego takie rzeczy.