hypothetical
27 Kwi, 2024, 20:07

Wyślij odpowiedź

Uwaga: W tym wątku nie pisano od 120 dni.
Jeżeli nie masz pewności, że chcesz tu odpowiedzieć, rozważ rozpoczęcie nowego wątku.
Nazwa:
Email:
Temat:
Ikona wiadomości:

Weryfikacja:
To pole musi pozostać puste:

Wpisz litery widoczne na obrazku
Prośba o inny obrazek

Wpisz litery widoczne na obrazku:
2+2=:

Skróty: naciśnij alt+s aby wysłać wiadomość, alt+p aby ją podejrzeć


Podgląd wątku

Wysłany przez: Paula_91
« dnia: 24 Sie, 2015, 17:48 »

Klikajac ten wątek liczyłam na lepsze wieści.. Strasznie Ci współczuje. Doskonale rozumiem Twoja stratę i choć może to jeszcze nie pora, to pomyśl o kolejnym przyjacielu, tak tylko można zapełnić pustkę w sercu. I choć ten nowy nigdy nie będzie Twoim Szylmundem, to będzie kolejna istotką do kochania.
Wysłany przez: agata92
« dnia: 24 Sie, 2015, 13:11 »

Wszyscy wspolczujemy mi az lezki do oczu podeszly jak przeczytalam. Rok temu musialam pozegnac Misie mojego psa-nianie z ktora spedzilam 14 najlepszych lat. Znam uczucie ktore Ci towarzyszy ale dobrze ze mialas okazje sie pozegnac ja takiej mozliwosci nie dostalam. Trzymaj sie cieplutko
Wysłany przez: Paja
« dnia: 22 Sie, 2015, 15:57 »

Bardzo współczuję Ci Twojej straty. Szylmund miał dobre i długie życie. Odszedł wiedząc, że jest kochany i chyba to się najbardziej liczy.
Trzymaj się :*
Wysłany przez: Szynszylątko
« dnia: 21 Sie, 2015, 22:23 »

Takie piękne słowa w tak smutnej chwili  :s_placz:
Tylko człowiek, który prawdziwie kochał swoje zwierzątko może pisać tak przejmująco...
Trzymaj się...tak pięknie go pożegnałaś...
Wysłany przez: TrisK
« dnia: 21 Sie, 2015, 21:19 »

Ogromnie mi przykro... Ale szynszylek był u Ciebie ogromnie szczęśliwy i daliście sobie nawzajem tak wiele... Tak bardzo się martwiłam o niego. Cała przewrażliwiona po własnych tragediach. Ale wciąż trzymałam kciuki i myślałam co u Was... Trzymaj się! Wiem jaki to dramat :(
Wysłany przez: Bożena
« dnia: 21 Sie, 2015, 20:44 »

@Kyrashika bardzo pięknie napisałaś o swoim szylusiu. 10lat to kawał czasu.Na pewno był u ciebie bardzo szczęśliwy. Bardzo mi przykro,że nie udało się go uratować.
Wysłany przez: Mysza <")))/
« dnia: 21 Sie, 2015, 19:14 »

@Kyrashika, to bardzo przykre. Byłam pewna, że operacja mu pomoże. Szkoda, że tak późno zauważyłaś te powiększone jąderka. Szylmund faktycznie czekał na Ciebie, tak jest jak zwierze jest bardzo związane z opiekunem. On był, czekał na Ciebie by móc spokojnie odejść. Odbita łapka to fantastyczny pomysł, Teraz zawsze jego kawałek będzie z Tobą. A i jestem pewna, że jego duszek pozostanie w ogrodzie i będzie Cię nieraz odwiedzał na nocnych fotografiach, zawsze gdzieś w pobliżu różanego krzaczka :)
Wysłany przez: marcsl
« dnia: 21 Sie, 2015, 16:59 »

Kurcze,łezka mi poleciała  :cry: Jest mi bardzo przykro.Trzymaj się
Wysłany przez: Chinchillium
« dnia: 21 Sie, 2015, 16:34 »

Dzień dobry wszystkim,

Szylmund dzisiaj odszedł. Miał zaawansowanego raka jąder.

O 9:00 rano przyszliśmy do weterynarza. Przed operacja zostały wykonane badania ( krwi i usg)
Operacja się udała, rak został wycięty. Okazało się, że rak był już zaawansowany i na pewno wróci.
To była walka tylko o kilka dodatkowych dni, a może i tygodni.
Szylmund został wybudzony z narkozy, nakarmiony i napojony. Niestety, jego stan się pogorszył i dostałam telefon od weterynarza by przyjść do kliniki ( rano kazano mi zostawić szynszylkę i przyjść za 3 godziny )

Biegłam. Klinika jest kawałek od mojego mieszkania, ale biegłam jak najszybciej tylko mogłam. Kiedy dotarłam, zostałam wprowadzona do specjalnego pomieszczenia, gdzie zobaczyłam mojego chorego szynszylka. Leżał na boczku, a przy pyszczku miał rurkę w tlenem. Jeszcze oddychał. Zdążyłam pogłaskać go po główce i złapać za łapkę. Po chwili zauważyłam, że przestał oddychać. Powiedziałam o tym weterynarzowi, który stał obok, a ten go zaczął badać. Szylmund czekał na mnie by się pożegnać i odszedł na naszych oczach. Weterynarz przeprosił i stwierdził zgon zwietrzątka.

Szylmund miał 10 lat.

Gdzieś bardzo głęboko wiedziałam, że ma raka. Wiedziałam też, że wytrzyma do operacji. Niestety, czułam też ze odejdzie podczas albo zaraz po. Nie jestem pesymistką, to było po prostu bardzo moce przeczucie.
Poniekąd jestem wdzięczna za to przeczucie, ponieważ miałam możliwość pożegnania się z Szylmundem.
Uszyłam mu torbę, w której nosiłam go cały dzień. Pół dnia spędziliśmy w ogrodzie. Nosiłam go na rękach pokazując mu każdy kwiatek i krzach. Szylmund lubił oglądać otoczenie będąc noszonym na rękach. Mógł ugryźć każdą roślinę jaką tylko chciał. Mógł też zjeść tyle rodzynek, migdałów i goji berry ile tylko chciał.
Był szczęśliwy i kochany.

Co teraz? Może to i głupie, ale mając 22 lata, ryczę jak głupia. Szylmund był ze mną aż 10 lat, bardzo go kochałam. Dzień przed operacją, przeczuwając że może odejść, pożegnaliśmy się. Jestem za to bardzo wdzięczna, bo nie każdy ma tyle szczęścia.
Posmarowałam też jego łapkę w hennie i odcisnęłam ją sobie a lewym nadgarstku.Wyszła idealnie, na dniach pójdę do salonu tatuaży by mi ją zrobili na stałe.

Zakopałam szynszylkę w ogrodzie, i posiadziłam w tym miejscu krzak dzikiej róży.
Szylmund uwielbiał jeść płatki róż.









Wysłany przez: Paula_91
« dnia: 20 Sie, 2015, 10:19 »

A robi bobki i siusia? Bo nie znalazłam takiej informacji.. Kurcze biedne maleństwo, trzymam kciuki ! Musi być dobrze. Ale co oni z ta krwia i usg.. to takie hmm.. normalne ze trzeba to zrobić.
Wysłany przez: Chinchillium
« dnia: 19 Sie, 2015, 23:36 »

Ps. Widzę że karmisz szylka Xtravitalem Beapharu. Błagam - wybieraj z niego rodzynki, ja przyprawiłam mojego Brawusia o cukrzycę tą karmą, jak sądzę :(

Powybierałam rodzynki, chodz nie było ich tak duzo. Dziekuje :)

? Napisz do tych polskich przychodni, może polecą jakie badania warto zrobić.

Napisałam do wszystkich jakich sie dało - wszyscy odpowiedzieli, że bez zobaczenia szynszylka nie są w stanie za wiele powiedzieć. Polecono mi badanie krwi i usg.

Czy tych lekarzy tam w Amsterdamie to USG gryzie, czy po prostu kompletne niedouki i nie potrafili by nic zobaczyć? Krwi też nie zbadali? Ręce mi opadły.

Właśnie dlatego zaczęłam szukać pomocy na forum i u polskich weterynarzy. Odnoszę wrażenie, że tutaj dobrze są traktowane tylko koty i psy - reszta już trochę gorzej. Weterynarz u ktorego byłam w weekend wręcz powiedział, że skoro szynszyla je i pije i opuchlizna nie boli, to może to zostawić (wtf?!)

Operacja w piątek nadal aktualna - niestety nie udało mi się jej przełożyć na wcześniejszy termin. Nie udało mi się znaleźć innego wterynarza ( brak doświadczenia z szynszylami, dzwoniąc polecają by czekać na operację ), więc czekamy.
Wysłany przez: Mysza <")))/
« dnia: 18 Sie, 2015, 19:58 »

Czy tych lekarzy tam w Amsterdamie to USG gryzie, czy po prostu kompletne niedouki i nie potrafili by nic zobaczyć? Krwi też nie zbadali? Ręce mi opadły.
Wysłany przez: wolarczi
« dnia: 18 Sie, 2015, 18:44 »

Lekarz zdecydował o operacji bez badania USG czy choćby krwi? Do piątku jest dużo czasu, spróbuj skonsultować się z innym weterynarzem. Jeżeli zwiększona waga wynika z ciężkości narośli/opuchlizny/zgromadzonej ropy, to ciężko też ustalić dobrą dawkę narkozy. Na zdjęciach szylek wygląda na przygaszonego, moim zdaniem kropelki przeciwbólowe są za słabe, powinien dostać lek przeciwzapalny o przedłużonym działaniu, może coś przeciwwstrząsowego? Napisz do tych polskich przychodni, może polecą jakie badania warto zrobić.
Wysłany przez: TrisK
« dnia: 17 Sie, 2015, 21:08 »

Trzymamy kciuki i w Gdańsku!
Ps. Widzę że karmisz szylka Xtravitalem Beapharu. Błagam - wybieraj z niego rodzynki, ja przyprawiłam mojego Brawusia o cukrzycę tą karmą, jak sądzę :(
Nadal im ją daję (bo ją jedyną w miarę chętnie jedzą) - ale mocno przebraną...
Wysłany przez: Paja
« dnia: 17 Sie, 2015, 18:26 »

Mocno trzymamy łapki za kuleczkę  :cmok:
Wysłany przez: Szynszylątko
« dnia: 17 Sie, 2015, 17:38 »

@Kyrashika, trzymam kciuki za maleństwo. Buziaki i uściski dla Was. Czekamy na dobre wieści  :cmok:
Wysłany przez: Bożena
« dnia: 17 Sie, 2015, 15:16 »

@Kyrashika będziemy bardzo mocno trzymać kciuki za maluszka.Bądź dobrej myśli.Musi być OK! Czekamy na same dobre wieści. Ukochaj od nas chłopaka i daj mu ogromnego migdałka na pocieszenie  :cmok:
Wysłany przez: Chinchillium
« dnia: 17 Sie, 2015, 14:49 »

Dzień dobry wszystkim,

właśnie wróciliśmy od innego weterynarza. Podejrzenie zapalenie jąder i zalecona została operacja. Nie zostały wykonane żadne większe badania (żadnego usg, badania krwi) tylko temperatura i waga. Weterynarz zauważyła, że szynszylka jest zbyt koścista ( tez to zauważyłam wczoraj ), jakby troszkę wychudzona. Mimo wszystko, jego waga skoczyła z 0,5 na 0,6 co może być wagą opuchlizny/zapalenia.

W piątek o 09:00 rano operacja,a do tego czasu mamy stosować krople przeciwbólowe.

Trzymajcie za nas łapki.
Wysłany przez: Szynszylątko
« dnia: 16 Sie, 2015, 20:14 »

Trzymam kciuki za pomyślny rozwój zdarzeń... nie poddawajcie się  [wykrzyknik duzy]
Wysłany przez: TrisK
« dnia: 16 Sie, 2015, 20:06 »

Hej :)
Dostałam od Ciebie list na PW, ale postanowiłam odpisać tu, żeby się nie powtarzać.
U Ciebie jest bardzo duże opuchnięcie, co jest niepokojące. Polecam konsultację tam, gdzie pisała Bożena. To na pewno. Proszę poprosić o kontakt z panią Martą Boruczkowską, ona w razie czego nie obawia się konsultować z innymi lekarzami.
U mnie wyglądało to tak, że moja doktor z innej przychodni, też specjalista od gryzoni i zwierząt egzotycznych, wyczuła powiększenie podczas badania palpacyjnego. Nie było żadnych widocznych objawów. Dopiero potem wykonała szynszyli BADANIA KRWI (tu uwaga - osoba analizująca takie badanie krwi MUSI być specjalistą konkretnie znającą się na szynszylach, bo mają one zupełnie odrębne zakresy prawidłowe) skąd wynikło, że jest podejrzenie nowotworu. Powiększenie jądra zostało następnie już w Trójmiejskiej Klinice Weterynaryjne potwierdzone podczas USG. Które również wykonywał świetny specjalista z tej kliniki - dr Mariusz Miazga :)
Bardzo cierpliwie i skrupulatnie. Okazało się że jąderko jest powiększone  około dwukrotnie, po czym wykonano operację. Którą to wykonał znakomity dr Kasprowicz.

Taka była historia nowotworu Brawusia (wykonano potem badanie histopatologiczne, które nie wykryło w usuniętym powiększonym jądrze zmian) - niemniej jednak, z takich większych jąderek może się wytworzyć nowotwór, więc mimo wszystko pewnie dobrze, że to zrobiłam. Choć późniejsza epopeja ropieniowa mogłaby wskazywac , że może nie, ale to już inna historia.

To bardzo przykre, że nie masz tam specjalistów od gryzoni. Choć może nadzieją jest kontakt do tego lekarza od małych zwierzątek, co jak mniemam dostałaś od tamtego veta. Ja jestem przeszczęśliwa, że koło mnie sie pojawiła taka klinika.
Ale są tam przemili lekarze i fachowi i z pewnością udzielą konsultacji.
Pani dr Boruczkowska przeważnie jest tam na pierwszej zmianie, i ze względu na późniejsze zabiegi (jest również anestezjologiem) zalecam telefon około 8.30 - 9.00, na stronie, którą podała Bożena jest telefon.

Trzymam kciuki. Serio - najlepiej skonsultować się z fachowcem :)
Mi to może też wyglądać na uraz  mechaniczny.

Dowiedz się gdzie wykonują tam u Ciebie USG - jakaś dobra klinika. Dobry specjalista od USG nawet jeśli nie widział jąderek szynszyli porówna przynajmniej jedno do drugiego i obejrzy okolicę. Jakby co, pewnie będziesz mogła potem wynik przesłać na konsultację do doktora Miazgi. No i jeśli trzeba go by było na chwilkę do tego uśpić pamiętaj! Tylko wziewna narkoza u szynszyli... Akurat u mnie nie trzeba było, ale Brawuś słynie z anielskiej cierpliwości i 20 minut badania przetrwał bez ruchu :)

Powodzenia! I dawaj znać!
SimplePortal