Początek problemów...
Pewnego dnia rozwiałam z moją koleżanką. Siedziałyśmy z Kajtkiem i Zuzią (drugą moją szylką). Wszystko było dobrze, super i wgl. Do czasu... aż nie zauważyłam kulącego się Kajtka ... Nie wiedziałam co się stało. Podniosłam go a tu zwisająca łapka. Ale jak? Pobiegłam od razu do mamy pełna łez. Powiedziałam mamie, że musimy jechać do weterynarza...
Wizyta u weterynarza.
Kiedy weszłam do gabinetu nie mogłam nic powiedziec bo nie mogłam przestać płakać
Wiec mama wszystko opowiedziała lekarzowi. Wet dał mu dwa zastrzyki i powiedzial żeby kupić w aptece jakieś lekarsko dla dzieci w proszku (nie pamiętam juz co to było).
Już w domu.Od razu jak wróciłam do domu, wzięłam z mamy torebki to lekarstwo i podawałam Kajtkowi do pyszczka. Następnie położyłam się z nim i tak leżeliśmy. Przez chwile go zostawiłam aby nakarmić Zuzię po czym od razu do niego wróciłam.
Następnego dnia wstałam wcześnie rano aby zobaczyć co słychać u mojego biedaka. Siedział w domku wtulony w Zuzię. Wzięłam go na ręce aby sprawdzić co z nóżką. Poszłam na łóżko. Chwile się do niego przytulałam. Potem położyłam go pół metra ode mnie aby sprawdzić czy podejdzie. Szybko podskoczył na zdrowych nóżkach (oszczędzając tę chorą) i się wtulił we mnie. Wzruszyłam się strasznie i zaczęłam płakać ze szczęścia że zrobił krok na przód
Następnego dnia. Niedziela...
Odszedł... Zostawił mnie :'( Zuzia była przy tym... To było najgorsze uczucie w moim życiu
Po tylu cudownych latach
Mama mnie pocieszała, mówiła ze każdy kiedyś mówi odejść za TM ale ja i tak nie rozumiałam dlaczego teraz, dlaczego Kajtek? :'(
Mimo ze to wydarzyło się ponad dwa lata temu, do tej pory płaczę za nim :'( Za moim największym przyjacielem