o wszystkim > Nasze zwierzaki

Rocznice...

(1/1)

MaRtA:
Druga rocznica śmierci mojego poprzedniego króliczka :(
 :!:  Przygarnięcie Lionka  :!: :D

pat:
Przykro mi z powodu poprzedniego królisia
A jak tamten odszedł to odrazu lionka dostałaś??

MaRtA:
W sumie to nie wiedziałam, ze to się tak odbywa to dodawanie do kalendarza ;) więc napisałam skrótowo :D Wkleje tekst:

Ten mały kawałeczek strony, chciałabym poświęcić mojemu pierwszemu
króliczkowi - Anegodce.
    Przed moimi ukochanymi króliczami miałam chomiki. Każdy wie jednak,
że te zwierzatka chociaż małe, wesołe żyją bardzo krótko bo tylko 2-3 lata.
Bardzo przeżywałam każdą następną śmierć zwierzątka i po pewnym czasie
nie chciałam już sprawiać sobie następnego mając świadomość, że
zwierzaczek długo ze mną nie pobędzie. Chciałam mieć zwierzątko, które
będzie żyło dłużej.
   Odwiedzają po pewnym czasie sklep zoologiczny moją uwagę przykuły
małe, puchate kuleczki ze strerczącymi uszkami. Były to oczywiście króliczki.
Stałam przed ich klatką chwilę czas patrząc jak jedzą,piją i skaczą.
Zakochałam się w tych zwierzatkach.
      Mojego pierwszego króliczka dostałam tydzień przed Bożym
Narodzeniem 2001. Pamiętam dokładnie ten szary karton a kiedy nachyliłam
się nad nim, żeby zobaczyć co jest w środku zobaczyłam malutką,biało-czarną
 kuleczkę z czerwoną kokardą. Króliczek chyba zauważył, że ktoś mu się
bacznie przygląda i spojrzał się w górę - na mnie. Nazwałam ją oryginalnym i
niespotykanym imieniem - Anegodka.
   Anegodka była bardzo ufna i juz tego samego dnia domagała się pieszczot i
lizała wszystkich po rękach. Jej ulubionym zajęciem było siedzenie na moich
plecach kiedy ja studiowałam królicze książki.  Był to anielski króliczek,
właściwie nie miała wad. Nie gryzła niczego, korzystała z kuwety, kiedy
siedziała w klatce nie gryzła pretów- po prostu aniołek.
    Nasze wspólne szczęście trwało niestety bardzo krótko. Za krótko.
2 tygodnie później w niedzielę 6 stycznia 2002 po obudzeniu się jak zawsze
zajrzałam do Anegodki, żeby jej powiedzieć "dzień dobry" i oczywiście dać
śniadanko. Mój niepokój wzbudził fakt, że Anegodka nie wychodzi z domku.
Zajrzałam do niego z zobaczyłam leżącą na boku Anegodzię. Na samym
początku pomyślałam sobie, że mała śpi, ale kiedy nie podniosła się na moje
wołanie wpadłam w panikę. Anegodka pojechała do weterynarza. Gdybym
wiedziała co on zrobi pojechałabym do innego...
Weterynarz powiedział tak: " Nie wiem co jej jest, ale dam jej zastrzyk...".
Anegodzia nie miała chyba czucia w tylnich łapkach bo nie pogla się podnieść.
Była bardzo słaba. Po przyniesieniu do domu zawinęłam ją w kocyk,glaskałam
i płakałam nad nią obawiając się najgorszego. Niestety moje obawy sprawdziły
się. Pod ok. 2-3 godzinach od wizyty u weta Anegodzia opuściła nasz świat....
Umarła na moich oczach i na moich kolanach. Po prostu nagle zorientowałam
się, że nie oddycha. To był straszny cios.
   Do dzisiaj zadaje sobie to pytanie: Czy tak musiało się stać? Czy gdybym
wtedy wybrała innego weterynarza, Anegodka by żyła?

Sorry, że tak, ale nie chciało mi sie pisać... W ten sam dzień kupiłam Liona, bo rodzinka nie mogła na mnie patrzeć  :cry: I cała oryczana pojechałam do sklepu....  :(

pat:
przykra historia :(

Nawigacja

[0] Indeks wiadomości

Idź do wersji pełnej