Witam.
Mam problem jak w temacie powyżej. Mam dwa szynszyle,które znają siebie od pół roku, a same mają około roku. Łączenie przebiegło bez problemów, mają ogromną wolierę i wszystko było pięknie ładnie do jakiegoś tygodnia przed majówką. Zaczęły ganiać po klatce i się gryźć. Półki w niej są pełne plam ( może po moczu) był po prostu armagedon. Nie mam dwóch klatek więc jednego z szylek wsadziłem do boksu transportowego i tak siedziały osobno. Na majówkę wyjechałem na tydzień i chcac nie chcąc musiałem zabrac je ze sobą. Pożyczyłem klatke od znajomego i wsadziłem je razem do niej. Nie wiem czy to stres podaczas podróży autem i nowe otoczenie ale nastał spokój podczas tego tygodnia. Dzisiaj wróciłem do domu klatkę musiałem oddac bo była potrzeban koledze i wsadziłem szylki razem do swojej woliery. I znowu to samo.Armagedon. Nie mam juz do nich sił. Nie mam miejsca na dwie klatki. Teraz zreszta oczekuje dzidziusia i tez nie mam czasu siedzieć nad szynszylami bo wiadomo są rzeczy ważne i ważniejsze. spryswikwanie koci mietką nie pomogło perfumami tez nie. Odzielenie jak widać tez nie przyniosło skutkow. O co im w ogóle chodzi ?? Tak bło wszystko fajnie a teraz to sie wytrzymac nie da :/ Woliera ma rozmiary 1,5 m wysokości 1m szerokości i 50 cm głebokości. Mają dwa hamaki dwie miski jedno poidełko domki zjadły pomimo 7 drewnianych półek konarka małego i jednej dużej gałeźi tak wiec domków im juz nie kupie, duża kule do kapieli gdzie śmiało sie dwa mieszczą. Tak wiec wydaje mi sie ze miejsca malo u nich nie jest. Jeśli to burza hormonów to ile ona może potrwać ? Bo nie fajnie tak patrzeć jak jeden szylek gnieździ sie w małym boksie transportowym