O nas - użytkownikach > Tęczowy Most

Na pomoc za późno! DLACZEGO to się stało?!

(1/3) > >>

Katgoo:
Witam,
chciałabym móc napisać radosny list,chociazby przez wzgląd na święta.Jednak tegoroczna Wigilia,byla najsmutniejszą w moim życiu. Zmarł mój 3,5 letni szynszylek - Tobiasz.Umierał mi całą noc na rękach,odszedł o świcie.Nie wiem co się stało,jestem zrozpaczona. Nawet teraz nie potrafię przestać płakać.
Zacznę od tego,że maluch miał swoją przestronna klatke,w nim kule z piaskiem, półeczki, dziennie wychodził na spacer po pokoju. Przed wczoraj posprzątałam mu na święta klatkę. Dostał sianko, karme (tzn.  nasionka. m.in pestki dyni, slonecznik, orzeszki - to co zawsze). Wieczorem dostał jabłuszko.W nocy jeszcze słyszałam, że rozrabiał, bo ma klatkę w moim pokoju. Rano jak zawsze spał skulony w rogu. Popoludniem, stukalałam mu w wejście, żeby przyszedł, chciałam go popieszczochać. Dalej jednak siedział skulony. Wyjęłam go ostrożnie z klatki, ale prychał, wydawał się być silny, ale widocznie nie chciał być brany na ręce. Potem rozgardiasz przed kolacją,sama kolacja. Tak ułynęło do wieczora. Wieczorem spostrzegłam, że nawet nie wyszedł do jedzenia, siedzi jak siedział. Wyciągnęłam go, polożyłam na łóżko, a on nawet nie uciekal jak zwykle, żeby pobiegać, troche probowal podskoczyc, ale odbil sie i spadl, nie umial sie wdrapać na oparcie. Podreptał do mnie, połozył sie przy szyi. I tak z nim lezałam, głaskałam go. Kiedy go odsunelam na jakas odleglosc, znowu podbiegal i chowal sie główka w zaglebienie mojej szyi. Teraz juz wiedzialam, ze cos jest nie tak. Byl osowialy,ale nie wygladal żle. Dalam mu kawalek jabluszka zobaczyc czy zje. Cos pogryzl, ale malo, musialam dawac malutkie kawaleczki pod pyszczek, ale zjadl tylko kilka. Bylo juz po 22. Moj wet od psa nie odbieral telefonow, w koncu to wigilia. Przewertowalam cala literature - jedyna mozliwosc wg ksiazek to wzdecia - maly mial zimne uszka i lapki, byl osowialy, brak apetytu. Jednak kal byl normalny w klatce. Pomasowalam mu brzuszek, ale nie byl ani rozdety, ani twardy. Normalny. On sie tulil, ja siebie przykrylam koldra i w czesci jego. Odpuscilam sobie pasterke. Potem jeszcze probowalam mu dawać troche wody (nie chcial), jablka. Masowalam brzuszek co jakis czas. No i nieustanie go smyralam po glowce, za uszkiem, pod broda. Nie spalam. Modlilam sie,zeby z tego wyszedl. Bylam wsciekla, ze to wigilia, swieta, nawet nie moglam jechac do weterynarza! Ta bezsilnosc. Ok czwartej zobaczylam, ze juz zaczyna byc niewładny, polegiwac na boku. Więc wzielam go na klatke piersiowa, okrylam i zaczelam plakac, prosic, glaskac, masowac, bardzo delikatnie.
Ok godziny szostej zacząl ciezko oddychac, najpierw swiszczal przy kazdym oddechu, trwalo to jakis czas. I caly czas patrzal na mnie. Nie moglam tego zniesc. Potem zaczelo nim wyginac, lapkami, zaczal charczec, piszczec, szerzej otworzyl oczka, to go musialo bardzo bolec. Napial cale cialko, czulam po reka, jego brzuszek.To trwalo krocej. Nagle zaczal plyciej oddychac, tylko brzuszek mu drzal, az potem nagle przestal. Umarl. Glaskalam go jeszcze dlugo potem, calowalam po glowce, przepraszalam. I lezalam z nim tak dalej jakis czas, nie wiem wyczekujac, ze jednak sie obudzi. Irracjonalne zachowanie, nie potrafie tego wytłumaczyć. Nie chcialam, zeby tak strasznie skostnial, zamknelam mu oczka na sile, nie moglam na nie patrzec. Po jakiejs godzinie polozylam go na boczku w klatce.
Mam 23 lata,"stara" ze mnie baba, ale nie potrafie sie jak widac racjonalnie zachowac.Co zrobilam nie tak? Czy to ja cos zle zrobilam? Czy moglam mu inaczej pomoc? Uratowac? Co sie stalo? dlaczego umarl? Byl mlody przeciez. Jedzenie dostal to samo- sianko już wczesniej bylo otwarte, trociny tez, nie byly to nowe opakowania.
Bardzo prosze.może ktoś z Was pomoze zrozumiec co sie stalo. Ja wiem, ze dla niektorych to glupota rozpaczac tak po zwierzeciu, ale ja nie potrafie inaczej. Boli tak samo jak po stracie kogos bliskiego, jeszcze w takim okresie świąt, kiedy wszyscy powinni sie radować.

Wariat:
Lączę się z Tobą w Twoim wielkim bólu,tam gdzie jest na pewno na dużo sianka i wody i jest szczęśliwy:((:(:(.Jak czytałem to też sie rozkleilem.Czasem tak po prostu jest.Nic na to nie poradzimy...Badz silna,jestesmy z Toba.Nie jest wcale glupota rozpaczanie po zwierzeciu bo to nasi najlepsi przyjaciele.Pozdrawiam :(  :(  :(  :(

emlcia:
Jest mi bardzo przykro z powodu śmierci twego szylka. Kiedy czytałam twój tekst aż sie popłakałam. Wiec że nie głupotą jest płakanie za zwierzakiem lecz głupotą jest nie płakanie. Może tak musiało być.  :(  :beczy:  :beczy:

Freeman:
:( Wiem o czym mówisz, Katgoo. Moja pierwsza szylka zmarła w dokładnie ten sam sposób. To na prawdę smutne.

Katgoo:
Dzięki. Pochowalismy Tobiaszka w kobiórskim lesie,w ładnym zagajniku.Czlowiek powinien byc gotowy na takie rzeczy,miec swiadomosc,ze cos takiego moze sie zdarzyc,ale kiedy to sie dzieje wszystkie reguły biorą w łeb.
Wróciłam do domu,w pokoju stoi pusta klatka.Zazwyczaj witalo mnie gruchanie i dopraszanie sie o pieszczoty.A teraz cisza.
Jak doradziła mi jedna osoba z forum,powinam przygarnąć jakies szylki,żebym nie rozpaczała już po Tobim.Sama nie wiem co robić,czuję się jakbym miała go zdradzić.Nielogiczne to strasznie,ale mam takie mieszane uczucia.Zobaczymy,może to jest i dobry pomysł,ale teraz wiem,ze wzięłabym juz nie jednego futrzaka ,tylko dwa.W koncu jak jestem na uczelni,to on siedzial sam.

Nawigacja

[0] Indeks wiadomości

[#] Następna strona

Idź do wersji pełnej