W czwartek późnym wieczorem, mój Nikon po przyjściu z podwórka zaczął mieć duszności, wyglądało to na zadławienie karmą drugiego- Rokusa. Pojechaliśmy szybko do kliniki. Wtedy cudownie ozdrowiał (później okazało się, że problem wrócił, to może być problem z tchawicą, zdjęcie powinno to pokazać).
Ale przy okazji wet wycisnął mu zalegającą wydzielinę z gruczołu przy odbycie, zresztą strasznie śmierdzącą.
Wróciłam, wypuściłam szylki i do pokoju wszedł pies i podszedł do Irysa. Irys zamarł. Stał za skrzynią nieruchomo godzinę. Malwin wszedł za fotel i nie wyszedł zza niego również godzinę. Przypomnę, że Malwin urodził się przy psie i nigdy się go nie bał. Irys był już też na tyle oswojony, że nie omijał Nikona, tylko przechodził po nim. Irys prawie nie ruszał się w klatce jeszcze dobę, a dwie noce z Malwinem szczekali, mimo tego, że pies następnego dnia został wykąpany.
Nie wiedziałam, że ta wydzielina ma taką siłę rażenia.