A ja nie mam ogonka... Pchełka nr2
Cześć nazywam się Pchełka nr2, nr2 dlatego, że jak się urodziliśmy (a była nas cała czwórka) i moja siostrzyczka umarła, to wszyscy się mylili i na mnie też Pchełka mówili, a nazywałam się Łapka, ale to nic, teraz jestem Pchełka. Aktualnie mam 3miesiące i 10dni więc jestem coraz większą szynszylką.
Urodziłam się 14.01.2006r jako niespodzianka; nasza niewłochata mama była straszliwie ździwiona jak obudziła się rano a w klatce oprócz naszej mamy Szuszki i 4miesięcznego rodzeństwa byliśmy jeszcze my: Pchełka, Krecik, Rambo i ja jeszcze wtedy Łapka. Niestety przetrwałam tylko ja i Rambuś. Ale gdzie był nasz tatuś? No właśnie... stąd te wszystkie ździwienia... Nasza niewłochata mama mówi, iż nasz tatuś Scooby dożył ledwo narodzin mojego starszego rodzeństwa- Gucia i Gapci bez oczek, niestety jakiś czas potem umarł
Nasze mamy, i ta włochata i ta bez futra, strasznie kochały Scoobiego i tatuś też je musiał mocno kochać, skoro zostawił im taki superaśny prezent- nas! Nasza niewłochata mama powiedziała, że tatuś wybrał sobie najpiękniejszy sposób, na przetrwanie w pamięci.
Tydzień po naszych urodzinach nasza mamusia Szuszka miała straszny wypadek i umarła
Odeszła kiedy nasze brzuszki były strasznie głodne i chcieliśmy żeby nas ogrzała z Rambem... było nam smutno. Od tego momentu naszą mamą została niewłochata dziwna szynszylka (która się nazywa człowiekiem), a tatą mało włochaty samiec (który też jest człowiekiem).
Z początku troszkę się dziwiłam, że ktoś inny mnie przytula i karmi, zwłaszca, że to mleko smakowalo dziwnie- nie było od naszej mamy... ale byliśmy głodni i wszystko nam bylo jedno. Nasza nowa mama jest naszą mamą odkąd skończyliśmy 7dni, prawie cały czas miała nas przy sobie. Kładła nas spać do ciepłej torebki, którą kładła koło siebie w łóżku, przykrywała kołdrą i głaskając nas zasypialiśmy wszyscy. Co 3 godziny byliśmy karmieni z pipetki, polubiliśmy w końcu strasznie lakcid ze śmietanką. Czasami jak bylismy glodni to lizalismy mausię po palcach, a ona wiedziała, żeby dać nam pić- to był nasz znak porozumiewawczy. W nocy kiedy starsze rodzeństwo siedziało w metalowym domku zwanym klatką, my spaliśmy pod kołdrą, a jak przyszło nam do głowy pobiegać troszkę, mama wstawała i wkładała nas też do klatki na trocinki i tam biegaliśmy do następnego karmienia :) I potem znowu mama po noas przychodziła brała nas pod kołdrę i dawała jedzonko, ale bylo ciepło na brzuszku u mamy, choć nie miała futra- domyślam się, że te człowieki właśnie kołdrą zastępują sobie futro... no cóż, nie wszyscy są tak idealni jak szynszylki :)
Po pewnym czasie mama nas karmiła co 4godziny, a my z Rambem zaczęliśmy podjadać pokarm starszaków! Niestety coś bolała mnie łapka i mój ogonek nie był do końca taki jaki powinien, miałam jakiś powyginany, krzywy no i zaczął gnić na dodatek
Mamusia zabrała mnie do lekarza, a tam pan doktor powiedizał, iż na łapce mam ropień i dlatego nie dawałam się w nia dotknąć (bolała mnie), przebił mi tą gulkę i wstrzyknął lekarstwo- bolało mocno, aż ugryzłam mamusię ze złości. Gorsze wieści były o ogonku, trzeba było mi go odciąć!
Jak skończyłam 3tygodnie pojechałam na operację do Lecznicy Żako, mamusia mnie tam zostawiła, ale mi było smutno, ale te panie weterynarz sprawiły, że zasnęłam szybko. Następne co pamiętam to to, że byłam już w domu z mamusią, leżałam w nosiedełku, chciałam iść do Ramba, ale nie umiałam chodzić, nóżki mi się strasznie plątały, ale najgorsze było to, że zniknął mój ogonek! Jak już troszkę doszłam do siebie mamusia dała mi picia z pipetki i zaraz zrobiło mi się lepiej. Przez kilka dni musiałam mieszkać w tym nosidełku, bo inne szylki chciały mi powyjmować sznurki z resztki ogonka- szwy, w sumie to mnie też denerwowały.
Za jakiś czas, ta sama pani doktor co mi ucięła ogon wyjęła mi sznurki i poczulam się lepiej, coprawda ogonka już nie miałam, ale jak był to cały czas mnie swędział i bolał, a teraz już nie :) Mam problemy ze złpaniem równowagi jak chcę gdzieś wskoczyć, ale z biegiem czasu i tego się nauczyłam. Mama sie śmieje, że wyglądam jak chomik :)
Minęły 3 miesiące, czuję się świetnie, jestem już duża, umiem pić z poidła, coprawda w między czasie miałam jeszcze grzybicę, ale mama leczyła mnie z tego. Teraz sobie biegam, skaczę, śpię w metalowm domku w nocy, ale rano mama i tak mnie przytula i mogę wejść do niej pod koldrę i znowu zasnąć. Fajnie jest być szynszylkiem, którego nic nie boli. No nic, nagadałam się... idę poszukać Ramba i się w niego wtulę i zaśniemy na troszkę.
p.s.
do tej pory liżę mamusię po palcu jak chcę świeżego picia albo jakiegoś soczku i zawsze działa! :)
[załącznik usunięty przez administratora]